Sumienie
W toku ewolucji ukształtowało się w psychice człowieka odreagowanie nazywane sumieniem. Rolą sumienia jest regulacja równowagi procesu dawania z siebie innym i otrzymywania od innych przysług.
Jeżeli dla przykładu żyjemy w związku z kobietą I zachowamy się zanadto egoistycznie to jest czerpiemy za dużo z drugiej osoby nic nie ofiarowując jej w zamian gryzie nas sumienie, które nakazuje nam przywrócić równowagę w tej relacji ofiarowując coś drugiej osobie.
Identycznie posiadamy “sumienia” w ramach innych grup, których jesteśmy częścią. Dla przykładu w rodzinie, gdzie jeżeli sądzimy, że niesłusznie potraktowaliśmy jednego z jej członków “gryzie” nas ono. Podobne sumienia działają w pozostałych grupach: w pracy, w gronie znajomych. W ramach każdej wspólnoty do której przynależymy.
Mechanizm ten zabezpiecza nas przed wyeliminowaniem nas z tych grup. Dobór naturalny premiował te jednostki, które utrzymywały się w ramach relacji jak wyżej I wykształcił mechanizmy, żeby te relacje pielęgnować. Żeby być atrakcyjnym z punktu widzenia włączenia do grup takie relacje kształtujących.
Bert Hellinger
Bert Hellinger był psychoterapeutą specjalizującym się w terapiach grupowych żyjącym w latach 1925-2019. Zauważył on, że tak zdefiniowane “sumienie” ma tę własność, że jest dążeniem wspólnym dla całej danej grupy, choć nieświadomym. Twierdził on, że każdy jest w stanie wczuć się w to uczucie związane z sumieniem danej innej osoby. Twierdził, że generalnie człowiek w stanie hipnozy jest się wstanie wczuć w każde uczucie każdego wobec dowolnych wskazanych okoliczności, które tej osoby dotyczą.
Bert Hallinger organizował warsztaty które nazywał “terapia rodzinną”, gdyż najczęściej dotyczyły relacji zachodzących w rodzinie. Warsztaty te polegają na najpierw przedstawieniu przez osobę, której terapia ma pomóc terapeucie problemu, na które osoba ta chciałaby rzucić światło. Następnie terapeuta wybiera sposób osób biorących udział w spotkaniu reprezentantów osób mających znaczenie dla problemu i nakazuje im wczuć się w rolę wskazanych osób I dowolnie przemieszczać między sobą w ramach przygotowanej dla nich przestrzeni. Tak, żeby najlepiej oddać sytuację w której obecnie się znajduje osoba ,którą reprezentują. Terapeuta ciągle wypytuje przy tym osoby uczestniczące w takim ustawieniu jak się czują wobec jakiej bliskości innych reprezentantów I relacji między ich położeniami. Na tej podstawie oraz na podstawie historii przedstawionej przez osobę której otoczenie jest reprezentowane terapeuta próbuje odgadnąć co jest przyczyną tego dlaczego tak, a nie inaczej czują się ustawione osoby oraz znaleźć takie ich ustawienie I proponowane ułożenie względnym siebie, żeby sumienie każdego było usatysfakcjonowane.
Metoda Berta Hellignera ma swoich przeciwników oraz zwolenników. Ci pierwsi to , którzy w takim ustawieniu nie uczestniczyli (I którzy jeżeli są specjalistami zarzucają tego rodzaju ustanowieniem to, że stanowią w istocie hipnozę grupową, która w ich ocenie jest nie wiedzieć czemu “niebezpieczna”), a ci drudzy to ci, którzy w takim ustanowieniu brali udział. To na co przede wszystkim zwracają uwagę członkowie ustawień hellingerowskich, to ogromna zgodność odczuć wyrażonych przez ustawione osoby względem tego co osoba, której otoczenie jest ustawiane sama uważa, że ci, którzy są reprezentowani mają w głowie, a czego on na forum grupy nie wysłowiła. Tym co potwierdzają również osoby biorące udział w takich ustawieniach to że faktycznie wcielając się w rolę reprezentowanej osoby czuli się tak, jak sami nigdy w swoim życiu nie odczuwają.
Sam Bert Hellinger w swoich pracach w dziedzinie swoich ustawień jedynie opisywał zbiór konkretnych przeprowadzanych przez siebie ustawień. Opisał w nich problemy, których rozwiązań szukał, jaki stan ukształtował się w ramach tego co reprezentanci uznali za to co właśnie teraz czują oraz to jak zasugerował zmianę relacji między tymi członkami, żeby całość stała się optymalna. Czy czym wskazuje on w swoich pracach, że “optymalne” ustawienie jest również optymalnym dla każdej z reprezentowanych osób oddzielnie.
Opracowania Berta Hellingera wzbogacone są o wiele przypowieści, których ja osobiście nie rozumiem i jeszcze bardziej nie rozumiem jaki mają one związek z przeprowadzanymi terapiami. Odradzam też ufność w interpretacje swoich odkryć przez samego Berta Hellingera. Dla przykładu to co nazywa on “identyfikacją” polegającą na wzięciu na siebie ciężkiego losu często nieznanego innego członka rodziny skrupulatnie opisuje, natomiast ani razu nie wyjaśnia modelu powstawania tego mechanizmu. Wyjaśnia to dopiero jego uczeń Gunthard Weber. Powyżej narysowany model “wspólnego sumienia” jest tym co właśnie on nie wprost zasugerował jako model wyjaśniający zjawisko odkryte przez Berta Hellingera.
Model ten jest o tyle interesujący, że tłumaczy on zjawiska właściwe dla psychiki człowieka wszystkie te, których obecne modele oparte o mechanistyczny model mózgu wyjaśnić nie potrafią.
“Jeżeli ktoś uderzył cie w policzek, nadstaw i drugi”
Znany jest mi mężczyzna który kiedyś prowadził prężne przedsiębiorstwo, Był osobą poważaną
w społeczności, która go otaczała i generalnie z każdego punktu widzenia powodziło się mu dobrze.
Człowiek ten pożyczył innemu nieco gorzej sytuowanemu mężczyźnie pieniądze na jakiś ściśle określony cel. Dłużnik w momencie kiedy powinien już oddać środki zamiast tego zbudował przy swoim domu coś między pubem i dyskoteką wzbraniając się oddania środków. Wierzyciel w tej sytuacji wystąpił na drogę sądową i dzięki komornikom odzyskał należące się mu środki, a przy okazji nierzetelnego dłużnika doprowadził do ruiny.
I od wtedy zaczęło mu wszystko źle iść. Każda kolejna inicjatywa, jakiej się chwytał okazywała się klapą I nie potrafił wytłumaczyć dlaczego. Wydawało się jakby los sprzysiągł się przeciwko niemu.
Jezus powiedział “Jeśli cię ktoś uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi. Temu, kto chce prawować się z tobą i wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz.”.
Każdy, kto żyje dynamicznie prawdę tę potwierdzi. Kto wiele razy dał z siebie wiele, kto wiele razy wyrządzał świństwa innym zmuszony jest przed nią się pokłonić. W podobnym duchu wyraził się Sokrates:
“Bądźcie przekonani, że jeśli skażecie na śmierci mnie, takiego człowieka, jak mówię, nie zaszkodzicie więcej mnie niż sobie samym.” Skazany na śmierć miał możliwość zbiec, ale odmówił ucieczki stwierdzając, że “nie wyjdzie stad, tak haniebnie krzywdą za krzywdę zapłaciwszy I złe za złe oddawszy”
Największy matematyk XX wieku Bertrand Russell również zachwycony tą regułą twierdzi, że oprócz Jezusa I Sokratesa wyartykułował ja również budda.
Wg modelu zaproponowanego przez Berta Hellingera jeżeli ktoś wyrządza nam krzywdę, a my mu za nią nie odpłacamy, to inni członkowie grup, do których przynależymy I my, I sprawca nieświadomie posiadają informację o tej nierównowadze między braniem I dawaniem pomiędzy tymi dwoma I dążą do jej wyrównania w stopniu powodującym ze zawsze czynienie krzywdy jest nieopłacalne.
Twierdzenia Jezusa w ogromnej ich objętości dają się uzasadnić jako korzystne do egzekwowania w ramach tradycyjnego darwinowskiego modelu psychiki (dla przykładu nakaz Wielkiego Postu poprzedzającego Święto Wielkanocne – jest korzystny dla zdrowia I podobny wykształcił się w każdej religii) Nie sposób sobie wyobrazić inny model psychologi społecznej niż odkryty przez Berta Hellingera, w ramach którego wyżej przytoczone stwierdzenie Jezusa znalazłoby uzasadnienie.
Wróżbiarstwo
Model zaproponowany przez Berta Hellingera tłumaczy wszystko to co objęte jest określeniem “wróżbiarstwa”.
Wróżka nie robi nic innego jak w pierwszej kolejności stara się siebie wprawić w stan hipnozy po to, żeby wczuć się w osobę, której stara się pomóc. Przedstawiane w kreskówkach szklane kule stosowane przez wróżki mają swoje źródło w stosowanych do dzisiaj przez niektórych hipnoterapeutów kule służące do hipnozy. Podczas seansów hipnotyzer często stosuje przedmioty odbijające światło, gdyż zauważono, że wpatrywanie się w nie powoduje szybsze wejście w trans hipnotyczny. Prawdopodobnie dzieje się podobnie jak podczas skierowywania gałek ocznych ku górze poprzez wymuszanie zmęczenia gałek ocznych.
Jeden z pierwszych znanych hipnotyzerów Franz Mesmer przeprowadzał seanse z powieszonymi na suficie odblaskowymi ozdobami. To od niego i jego “magnetyzmu” wzięło się całe nazewnictwo towarzyszące do dzisiaj środowisku energoterapeutów. Tak w ogóle to przeprowadzał swoje seanse w stroju średniowiecznego maga.
Skuteczność tarota wróżbici tłumaczą w ten sposób, że znajdując się w transie hipnotycznym tasując karty podświadomość wróżki powinna tak to wykonać, żeby odwzorować to jak w danej chwili wróżka “połączona” jest z podświadomością osoby, której problemy chce odczytać.
Jeżeli znasz osobę, która była u wróżki, I która po tej wizycie stwierdziła, że ta powiedziała jej o niej rzeczy, które nie miała prawa wiedzieć, to szkoła Berta Hellingera wskazuje tor którym wróżka tę wiedzę w trakcie wizyty nabyła. Nie światli przedstawiciele kościoła powiedzieliby, że to “ciemne moce”, ale to ci sami ludzie, którzy wydali wyrok na Galileusza, I którzy spowodowali, ze swoje “O obrotach ciał niebieskich” Mikołaj Kopernik zdecydował się wydać dopiero pośmiertnie.
To co nazywane jest bioenergoterapią, gdyby usunąć z niej całą nomenklaturę związaną z “magnetyzmem” i przede wszystkim “energią”, to w istocie polega na transie hipnotycznym uzdrowiciela i zasadzie, która przypisywana jest przez uzdrowicieli jako uzasadnienia cudów Jezusa. Twierdzą oni, że właściwa logika stanowiąca model prosperowania wszechświata powinna zakładać podział nie na “prawdę” i “fałsz”, ale zamiast prawdy powinno się założyć “to co dobre i w co wierzymy”. O prawdziwości tego założenia odmiennego od zasad klasycznej logiki przemawiają dwa bardzo silne dowody:
w medycynie poprzez statystyczne potwierdzenie skuteczności homeopatii lub – szerzej – placebo. Tj. Terapii, która nie ma żadnego związku z chorobą, ale przedstawiana jest pacjentowi jako mająca mu pomóc I to pomaga. Sceptycy tłumaczą to, że w takich okolicznościach poprawia się samopoczucie chorego I to ono odpowiada za lepsze statystki uleczalności. Ale wielu pacjentom poważnie chorym podaje się przeciwbólowo narkotyki, które jeszcze lepiej poprawiają nastrój, a statystyk uleczalności nie poprawiają.
sam fakt istnienia hipnozy oraz jednego ze sposobów wywoływania jej przez sugestie hipnotyzera. No właśnie. Sugestie, a nie instrukcje. Jak tłumaczy to hipnotyzer Stanislav Kratohvil
Rożnica między instrukcją lub poleceniem a sugestią stanie się widoczna dzięki porównaniu jak są sformowane: “Proszę podnieść rękę” I “Pańska ręka unosi się”; “Proszę zamknąć oczy” I “Twoje oczy za chwilę same się zamkną”; “Proszę spleść ręce” I “Nie możesz rozłączyć swoich rąk”; “Wyobraź sobie, że jest ci ciepło” I “Zaczynasz odczuwać ciepło”.
Taki rodzaj wprowadzania w trans hipnotyczny polega na stopniowym budowaniu autorytetu hipnotyzera poprzez sugerowanie pacjentowi okoliczności, w których I tak poniekąd się znajduje a w dodatku jest mu w ich obrębie przyjemnie. Ufając coraz bardziej w spełnianie woli hipnotyzera w końcu spełnia te ostateczną jego wole to jest znajduje się w stanie hipnozy. Taki też model wprowadzania w stan hipnozy uznaje tez Freud za swoim niegdysiejszym nauczycielem Hipolitem Bernheim:
“Sugestia stanowi istotę zjawisk hipnotycznych, lecz hipnoza sama jest już wynikiem sugestii, stanem sugerowanym”.
Sama hipnoza dalej jest ciągiem sugestii, podczas którego wyciąga się z podświadomości informacje, które bez takiego przekonania ze one się tam znajdują nie mielibyśmy odwagi nawet zapytać nie będąc w stanie transu hipnotycznego.
Bioenergoterapeuci twierdzą, że są w stanie zahipnotyzowanemu pacjentowi siłą własnej woli lewitować rękę pacjenta. Jeżeli jest to prawda, to uzasadnienie tej możliwości odnaleźć można wyłącznie bazując na odkryciu Berta Hellingera.
Nauka
Spostrzeżenie legendy w świecie reklamy Claude Hopkinsa na temat konserwatyzmu jest takie: ”brak tej cechy doprowadził do ruiny więcej osób pracujących w reklamie, więcej biznesmenów, niż cokolwiek innego”. Inna legenda reklamy również mająca okazję poznać setki przedsiębiorców David Ogivy wspominał swoje kontakty z nimi podobnie. Nieporównywalnie lepiej sobie radzą na polu zawodowym ci, którzy są wstrzemięźliwi niż ci żyjący rozpustnie. Przy okazji odnajdę I wkleję tutaj cytaty z ich wspomnień. Osoby nie potrafiące utrzymać na wodzy swojego pociągu seksualnego co najwyżej zostają lokalnie rozpoznawalnymi przedsiębiorcami I kariera ich przypomina szarpanie się o to żeby być postrzeganym jak najlepiej.
Ogromną korelację pomiędzy powodzeniem, a moralnością można łatwo wyjaśnić. To jest: przedsiębiorca chce być uczciwy w stosunku do kontrahentów jednak jednocześnie jest podłym dla swojej żony zapominając o niej I nie dbając o nią. Otoczenie dążąc do wyrównania poziomu brania I dawania w ramach wspólnego ich systemu nieświadomie pomija na wszelkie sposoby naszego przedsiębiorcę. On sam o sobie powie, że nagle zaczął mieć pecha.
Ogromną korelację pomiędzy powodzeniem, a moralnością można łatwo wyjaśnić. To jest: przedsiębiorca chce być uczciwy w stosunku do kontrahentów jednak jednocześnie jest podłym dla swojej żony zapominając o niej I nie dbając o nią. Otoczenie dążąc do wyrównania poziomu brania I dawania w ramach wspólnego ich systemu nieświadomie pomija na wszelkie sposoby naszego przedsiębiorcę. On sam o sobie powie, że nagle zaczął mieć pecha.
Tak, ale to działa znacznie szerzej. A mianowicie dodatkowo nie będzie wpadał na żadne pomysły. To jest wtedy kiedy popadnie w trans hipnotyczny skupiając się na właściwej sobie dziedzinie. Wtedy ta myśl, której szuka nadejdzie z mniejszym prawdopodobieństwem. Tak jakby dana była nie przez coś, ale przez kogoś w opisywanym przez Berta Hellingera wyeksponowanym w stanie hipnozy systemie naczyń połączonych. Dowodem na to są dwie bardzo jasno zarysowujące się korelacje:
Pierwsza to ogromna dysproporcja jakości odkryć naukowych narodów z wyżej rozwiniętą moralnością. Czy słyszałeś, żeby jakakolwiek cenna inicjatywa intelektualna pochodziła z południowej Tajlandii, gdzie jednocześnie spora część mężczyzn ucharakteryzowuje się na kobiety żeby zarabiać popularnym tam seksbiznesie? Jednocześnie zauważ, że najbardziej owocny okres w historii nauki to jest przełom 19-go I 20-go wieku to okres w tych państwach które jako jedyne miały udział w rozwoju nauki to jest: Niemcy, USA, Anglia, Austria I w pewnym stopniu Francja okres panujących tam skrajnie purytańskich obyczajów. Jak nie wyobrażasz sobie jak surowe wychowanie wtedy panowało, to miej na uwadze, że matka wspomnianego wcześniej Hopkinsa zabraniała swoim dzieciom oglądać sztuki teatralne (telewizji jeszcze nie było). Nie ważne jakie. Każde. To normy Nieporównywalnie surowsze niż rozwiązłość panująca na tych obszarach w latach po II wojnie światowej do dzisiaj. Dzisiaj nawet nie próbuje się dostrzec nic szkodliwego w oglądaniu co wieczór seriali w kanałach VOD, kiedy jednocześnie jasnym jest, ze przyjemność z tego ceremoniału wynika wyłącznie z utożsamiania się z bohaterem I wyobrażania jego sukcesów jako własne. Nikt nie zwraca uwagi, że jest to przyjemność bezproduktywna I często egoistyczna.
Po drugie I przede wszystkim to charakterystyczny powtarzający się profil sławnego uczonego jako sprawiającego wrażenie wykonującego swoją pracę dla innych. Bertand Russell wspominał że podczas pisania “Principia Mathematica” do tego stopnia świadomy był doniosłości swoich odkryć, że jedyne czego się obawiał, to że ulegnie jakiemuś śmiertelnemu wypadkowi i Świat nie pozna jego odkrycia.
Zapoznając się z życiorysami sławnych uczonych dość często spotykanym epizodem w ich życiu na tyle intensywne kształtowanie swojej moralności, że w pewnym momencie ogłaszają się oni prorokiem. Nie szukając daleko w XX wieku psychiatra Carl Jung.
W wcześniejszym wpisie zwróciłem uwagę na to, że człowiek żyjący w sposób nudny, na garnuszku państwa wykonujący obowiązki tzw “pracownika naukowego” nie będzie w stanie wysnuć wartościowych myśli. Dla przykładu taki filozof starożytny Empedokles. Nie byle kto. W V wieku przed naszą erą odkrył, że rośliny mają płeć. Odkrył też, że powietrze jest substancją. Dowiódł tego w ten sposób, że zanurzone wiadro do góry dnem nie wypełnia się całkowicie wodą. Powracając do rozważania nad inteligencją: w jaki sposób za pomocą dedukcji tj. Sylogizmów mógłby wpaść na pomysł właśnie hipotezy o tym, że powietrze jest substancją? Można by powiedzieć, że wydawało się to łatwe, bo na przykład obserwacja wiatru, również tego który sami możemy wywołać wymachując ręką czy dmuchając o tym świadczy. Ale to TYLKO tego dowodzi. W żaden sposób nie daje nam wskazówek jak na te założenie tj. model wpadł.
W każdym razie mówiło się o Empedoklesie, że czynił cuda. Międzyinnymi miał uzdrawiać. Zmarł skacząc do krateru wulkanu chcąc udowodnić, że jest bogiem I że ocaleje.
Religie wschodu
Praktyka religijna hinduizmu czy buddyzmu w postaci jogi I medytacji jako takiej gdyby obedrzeć ją z niezrozumiałego dla człowieka zachodu nazewnictwa stanowią 1:1 podręczniki samo hipnozy.
W krajach praktykujących buddyzm nawet na straganach sprzedawane są figurki zasilane baterią stale machające ręką góra-dół czy zwisające z sufitu dziwaczne odblaskowe konstrukcje mieniące się światłem pod wpływem poruszającego je wiatru.
Cała koncepcja trzeciego oka znana z obu tych religii nie ma na celu nic poza skierowaniem wzroku ku górze przez to łatwiejszemu wywołaniu hipnozy u tak zerkającego na “trzecie oko” hipnotyzera. Ci hipnotyzerzy ,którzy posługują się szklanymi kulkami podwieszają je nad głową pacjenta żeby właśnie wywołać u niego ten ruch gałek ocznych. Również w starych kościołach katolickich ołtarze majestatycznie wyrastały niemal na całą wysokość budynku mieniąc się od złotej farby jednocześnie umieszczając hostię w ramach takiej konstrukcji najwyżej jak się da.
Kościół katolicki
Dary spływające w skutek autohipnozy w praktyce kościoła katolickiego posiadają specjalnie wyróżnione miejsce. Trzy najważniejsze terminy w kościele katolickim zwane “Trójcą Święta” to: Bóg, wybrany przez niego Syn Boży w osobie Jezusa I trzeci to “Duch święty”. Jeżeli zastanawiałeś się kiedyś co kryje się za znaczeniem “Ducha świętego” to jest to właśnie wszystko to co spływa na nas dzięki “modlitwie” czyli stanowi autohipnozy. Jako Dary Ducha Świętego kościół deklaruje przede wszystkim mądrość, poznanie, uzdrawianie, czynienie cudów, a owocami ducha czyli tym co długofalowo osiągamy dzięki modlitwie mają być miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, wstrzemięźliwość.
Autohipnoza w kościele katolickim ukierunkowana w pierwszej kolejności na “połączenie” z daną osobą.
W kościele mówi się, że modli się “za kogoś” lub “do kogoś” I tym kimś, do kogo się modlimy to jednostka znana z pokonania konkretnej słabości (Święty) którą to słabość u siebie lub u osoby za którą się wstawiamy chwielibyśmy wyeliminować. Jeszcze łatwiej: za pomocą różańca, którego działanie poprzez powtarzanie w kółko tej samej kwestii ma na celu właśnie pogłębienie stanu hipnozy.
Gdyby wziąć pod uwagę twierdzenie bioenergoterapeutów, że jesteśmy w stanie wymusić cokolwiek jeśli tylko jest to dobre I w to wierzymy to takie praktyki muszą mieć przerażającą siłę.
To co wydaje się najbardziej niedorzeczne w praktyce kościoła katolickiego, czyli Adoracja Najświętszego Sakramentu wydaje się w świetle odkrycia Berta Hellingera najlepszą możliwą praktyką autohipnozy.
Przyjmując twierdzenie czynione przez zwolenników metodologii Berta Hellingera, ich zdaniem wynikające z teorii wspólnych sumień, tj że: Wyrządzenie komuś krzywdy powoduje odreagowanie społeczności na sprawcy większą karą niż korzyść sprawcy z wyrządzonej krzywdy. Spowodowanie dobrego uczynku natomiast powodowanie przez tę społeczność nagrody większej niż uciążliwość powodowania dobrego uczynku. Pozostawione samo sobie takie środowisko zawiera mechanizm znany w naukach ścisłych jako “dodanie sprzężenie zwrotne”, czyli powodowanie ciągle coraz większej sumy satysfakcji powodowanej wspieraniem innych. Apostoł Jan właśnie ten mechanizm ujął słowami “Bóg jest miłością”.
Czy ujęte jeszcze dobitniej w instrukcji samego Jezusa:
“Miłujcie nieprzyjaciół waszych, dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą, błogosławcie tym, którzy was przeklinają, módlcie się za tych, którzy was krzywdzą”
“A jeśli miłujecie tych, którzy was miłują, na jakąż wdzięczność zasługujecie? Wszak i grzesznicy miłują tych, którzy ich miłują. Jeśli bowiem dobrze czynicie tym, którzy wam dobrze czynią, na jaką wdzięczność zasługujecie?”
Opłaca się nam być dobrym dla osób wyrządzających nam krzywdę, bowiem otoczenie w ramach współdzielonego sumienia I tak to wie I wynagrodzi nam to z naddatkiem.
Wydawałoby się słaba I nawiną doktryna kościoła chrześcijańskiego nakazująca rozpraszać się na czynienie innym korzyści jest w istocie w całości bezwzględnie ukierunkowana na cele właśnie jednostki. I przy okazji wszystkich pozostałych.
Twierdzę więc, że gdyby Zygmunt Freud miał świadomość odkrycia Berta Hellingera nie napisałby “Totem I Tabu”, a wspomniany wyżej Bertrand Russell nie zostałby wojującym ateistą.