Napisano wiele książek dot. autyzmu i zespołu Aspergera. Parę z nich przeczytałem i wszystkie one są bezwartościowe. Zacznijmy od najbardziej niepokojącego zaburzenia. Od zdiagnozowanego u dziecka autyzmu.
Autyzm to stan ciągłej autohipnozy
Weźmy typowe zachowania dziecka autystycznego:
- całościowe zatracanie się w jednej konkretnej aktywności intelektualnej;
- upodobanie do liczenia, układania przedmiotów w uporządkowane ciągi;
- izolowanie się od otoczenia. Brak pożądanej reakcji na żądanie uwagi ze strony otoczenia;
no więc zespół tych cech odpowiada stanowi samohipnozy. Brak kontaktu z otoczeniem jest zachowaniem, które cementuje w dziecku wprowadzoną mu przez nie samo wcześniej sugestii. Dziecko starając się nie rozpraszać z tego błogiego stanu, odmawia reakcji na wezwania ze strony rzeczywistości. Dziecko z upodobaniem wykonuje monotonne czynności jak liczenie czy układanie przedmiotów w ciąg, bowiem z doświadczenia nauczyło się, że taki proces przyspiesza zapadnięcie w stan podwyższonej podatności na własną sugestię.
Wreszcie: dziecko zatraca się w określonej dziedzinie. Robi to w sposób, który dostarcza mu wrażenie satysfakcji z osiągnięcia czegoś. Dla przykładu satysfakcji skutecznego policzenia jakichś przedmiotów, obliczenia czegoś skomplikowanego. Dziecko sugeruje sobie wcześniej realizację tego zadania jako sukces i po zrealizowaniu go wg. określonych przez samo dziecko kryteriów, osiąga upragnioną satysfakcję. Taką samą jak dziecko osiąga satysfakcję, wyobrażając siebie jako kierowcę samochodu reprezentowanego na czas zabawy przez zabawkowy samochodzik.
Zauważmy, że zaburzenie zwane autyzmem dotyka głównie chłopców. To jest tych, którzy od małego ukierunkowują swoją zabawę na zdobywanie celów. Dzieci autystyczne mają charakterystyczną niechęć do głośnych i niespodziewanych dźwięków. Przeczytaj, proszę zalecenia dowolnego hipnoterapeuty dot. najbardziej niepożądanych okoliczności procesu wprowadzania w trans hipnotyczny. Dźwięki przewidywalne i monotonne w rodzaju gwaru ulicy nie są tym, co przeszkadza w indukowaniu hipnozy. Nagłe niespodziewane dźwięki jak gwałtowne uruchomienie przez sąsiada głośnej kosiarki do trawy może natomiast zniweczyć cały proces wprowadzania w trans. To dlatego dzieci zdiagnozowane jako autystyczne nie lubią głośnych niespodziewanych dźwięków. Psują one wytworzoną przez nie same w ich głowach sielankę.
Brak dyscypliny
Gdyby małemu dziecku nie narzucać dyscypliny, to zatracałoby się w tym, co sprawia mu akurat przyjemność.
Już mali chłopcy dla przykładu częściej niż dziewczynki notorycznie zjadają swoje babole. Wyciągnięcie gila z nosa identyfikują jako sukces i zjedzenie tego, co wydobyli, jest dla nic przypieczętowaniem tego sukcesu. Gdyby nie interwencje rodziców mogliby tak dorosnąć. Nic bowiem nie stałoby im na przeszkodzie, żeby ten zwyczaj porzucić.
Sam fakt, że to u dzieci częściej się stwierdza autyzm niż u dorosłych, zdaje się potwierdzać hipotezę wysuwaną licznie przez psychologów, jakoby okres od urodzenia przez wczesne dzieciństwo był ciągłym stanem transu hipnotycznego. Zdrowe dziecko wydostaje się z niego stopniowo za naciskiem rodziców, którzy to domagają się uwagi skupionej na nich. Pod realną groźbą.
Niezależnie od tego, czy hipotezy psychologów są słuszne, to winą rodzica jest, jeżeli nie wymuszał sukcesywnie uwagi na sobie, pozwalając na to, że dziecko opływało w satysfakcjonującym dziecko uczuciu zasugerowania sobie czegoś.
Mając na uwadze środowisko dorastania dzieci autystycznych, to pierwszym co rzuca się w oczy jest nadopiekuńcza matka. Przy czym mowa tutaj o szczególnego rodzaju nadopiekuńczości polegającej na ochronie dziecka przed przykrościami. Tak samo, jak osobie o lewicowym światopoglądzie wygodnie jest stawiać siebie wśród tych, którzy “chcą przecież dobrze”, tak samo matka szufladkując siebie jako osobę pragnąca „dobra” swojego dziecka, odczuwa z tej przynależności przyjemność. Kosztem dziecka.
Nie trzeba zresztą w tym miejscu spoglądać na matkę, a wystarczy na dziecko. Konkretnie na to, jak u dzieci autystycznych częściej niż innych wykształcają się mechanizmy jawnie świadczące o umiejętności dowolnego manipulowania rodzicem i na zbytniej swobodzie. Brak reakcji dziecka na żądanie uwagi przez dorosłego to rozwydrzenie, a nie żadne “zaburzenie”. Potwierdza to tendencja dzieci tych do samookaleczenia się i charakter tego samookaleczenia się.
Samookaleczenie się
Zwróćmy najpierw uwagę na specyficzny rodzaj potencjalnie niezagrażającemu w żaden sposób życiu okaleczania się popularny wśród starszych dzieci tj. nastolatków.
Wyobraźmy sobie, że chcemy sprawić sobie ból. Możemy na przykład piętą jednej stopy uderzać w mały palec drugiej, możemy, nie potrafiąc zrobić szpagatu usiłować go zrobić. Ból można osiągnąć natychmiastowo, nawet nie wychodząc z łóżka. Można w tym celu na przykład wyrywać włosy na głowie czy na nogach, wykrzywiać sobie palce u ręki.
Po pierwsze – kto kiedykolwiek się przeciął umyślne lub podrapał do krwi, ten wie, że to nie boli. Nie ma jednak specjalnego znaczenia, a nawet działa na korzyść, bowiem tym, co wyniosło “cięcie się” u nastolatków do takiej popularności jest to, że skutki takiego zadawania sobie “bólu” po prostu widać. To więc jest celem “tnących się” i nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Nigdy nie uderzają sami siebie pięścią w twarz. Tną się lub drapią, bo to widać.
Nastolatkowie to co chcą osiągnąć to zostać oznaczonymi. Czy to z nachalnie z pociętymi przedramionami, czy subtelnie pociętymi na wewnętrznej stronie ud. Czy (mniejsze dzieci) podrapanymi do krwi. Otoczenie w takim wypadku traktuje taką osobę specjalnie w szczególności starając się tej osoby nie niepokoić.
A więc – powracając do autyzmu – dzieci autystyczne częściej niż inne dokonują takiego właśnie samookaleczenia się. To jest drapania się do krwi, uderzania się w głowę, ostrożne ciągnięcia się za włosy wraz z wydzieraniem się. I charakterystyczne jest przy tym, że nawet jeśli tendencje te początkowo mają charakter sprawiający wrażenie faktycznie zagrażające zdrowiu dziecka (uderzanie głową w mur), o tyle jako ostateczne ukształtowują się jako takie, których celem jest głównie wywołanie wrażenia. Posłuchaj relacji rodziców, których małe dzieci mają taka przeszłość. O ile na początku mogło być naprawdę niebezpiecznie, o tyle ostatecznie ukształtował się określony rytuał samookaleczenia tak dopasowany, żeby nie tyle sprawiać ból ile jego wrażenie.
Dziecko wie, co chce osiągnąć i wymusza to na rodzicu w znany sobie dobrze działający sposób. Nie trzeba w takim wypadku mieć do czynienia z matką, żeby wiedzieć, jak kształtuje się relacja między nią a dzieckiem. Konkretnie – jak jest rozwydrzone.
Autyzm vs ADHD
Przypomnij sobie dzieci ze zdiagnozowanym ADHD. Przypadłość tę można scharakteryzować następującymi słowami: “dziecko robi, co chce”. Lub wprost określając powód takiego stanu rzeczy: „brakiem wychowania”. To jest, dziecko robi co chce, bo nie dostawało od rodzica na dupę kiedy powinno. I tak już zostało.
Zastanówmy się jednak, czym różni się ścieżka powstania zaburzenia nazywanego autyzmem od tego, co nazywane jest ADHD. Czy inaczej: rozwydrzeniem. W obu przypadkach mamy do czynienia z zaniedbaniem rodziców pozwalających dziecku robić co chce. Dlaczego więc u jednych dzieci objawia się to zwyczajnym rozwydrzeniem (ADHD), a u innych zamknięciem w sobie z ciągłym wprowadzeniem siebie w stan hipnozy (autyzm).
Zauważmy, że różnica polega jedynie na tym, że dziecko z ADHD wie, co sprawia mu przyjemność na jawie, przez co nie musi wyimaginować sobie tego, co stanowi o jego sukcesie za pomocą sugestii.
Dziecko z ADHD oraz inne – niezaburzone wiedzą, że przyjemność sprawi im, kiedy będzie posiadało zabawkę będącą wyraźnie ulubioną innego dziecka. Dziecko chce poczuć tę samą dominację którą musiał czuć jego ojciec obrzucając się z nieznajomym wyzwiskami podczas sprzeczki o miejsce parkingowe. Tę samą, którą musiał czuć oponent kiedy dla przykładu komornik odwiedził ich dom, żeby zlicytować telewizor za niespłacone długi, a kiedy to jego rodzinie towarzyszył smutek. Dziecko nie wie co się dokładnie wydarzyło ale dobrze odczytywało towarzyszące temu emocje.
Zdrowe dziecko dąży więc (w przypadku ADHD w sposób nieskrępowany) do osiągnięcia dobrze poznanej satysfakcji.
Dziecko autystyczne też chce tę satysfakcję osiągnąć, ale nawet nie wie, co ją zapewnia. Wmawia więc sobie określony scenariusz, który będzie go satysfakcjonował i na taki stan świadomości faktycznie go satysfakcjonuje. Policzenie do iluś albo zapamiętanie określonej skomplikowanej sekwencji.
Autorytet
Dziecko w toku dorastania rejestruje to, jak zachowują się jego rodzice. Przede wszystkim widzi, co im daje przyjemność, a co ją odbiera. Widzi, jak rodzice o coś walczą, przegrywają lub wygrywają. Widzą, jaką daje im to satysfakcje lub napełnia żalem. Jeżeli dziecko nie wychowuje się z ojcem lub wychowuje się z takim, który nie walczy o nic, to zwyczajnie nie wie co sprawiać może przyjemność.
Nie jest tak, że dziecko nie uznaje tych wartości, które wyznaje rodzic, bo tych, które wyznaje (zapamiętanie książki na pamięć), też nigdy w sobie nie miało, tylko je sobie wymyśliło. Gdyby było rozwydrzone jak jest ale otrzymało wcześniej właściwy przykład od rodzica, to – jak w przypadku rozwydrzonych dzieci nazywanych ADHD – psociłoby się innym dzieciom w piaskownicy i obsypywało piaskiem, chcąc nad nimi dominować.
To jest – dziecko zaczerpnęłoby wzorce tego, co stanowi o sukcesie od rodzica. Jeżeli nie zaczerpnęło, to zmuszone jest wykonać ogromnie uciążliwą pracę polegającą na wypracowaniu tego wzorca samodzielnie z niczego.
Zespół Aspergera
A więc to, co zespół objawów zwanymi “zespołem Aspergera” ma wspólnego z autyzmem to tylko i wyłącznie podatność na zapadanie w stan transu hipnotycznego.
Są takie stany transu, które mają pozytywne skutki. Dla przykładu taki Sokrates zwykł stawać w jednym miejscu nawet godzinami, myśleć o czymś i nie reagować w tym czasie na nic. Można też zatracić się w czymś dostarczającym nam wyłącznie dopaminę. Inny wizjoner: Steve Jobs potrafił więc godzinami w kółko słuchać tej samej piosenki (Fine Young Cannibals „She Drives Me Crazy”).
Tym, co kryje się za dziecięcym autyzmem to wyłącznie takie właśnie działanie hipnozy, które służy mu tylko dostarczaniu dopaminy. Przyzwolenie więc dziecku na wieloletnie tkwienie w tym stanie nie różni się niczym, od tego jakbyśmy codziennie od rana do wieczora podawali dziecku do żył narkotyk.
Terapia
Jak powinna wyglądać terapia autyzmu u dziecka? Oczywiście należy stopniowo nadrabiać to, co wcześniej zaniedbano:
1) wprowadzać stopniowo dyscyplinę domagając się stopniowo uwagi, wprost przyznając, że stan głębokiego transu u dziecka nie jest dobry tak samo, jak nie jest on dobry u schizofrenika. Tak jak schizofrenik wmówił sobie, że jest dla przykładu „prorokiem”, tak dziecko wmówiło sobie, że osiągnięciem czegoś jest sprawne dodawanie w pamięci. W czasach kiedy rodzice powszechnie stosowali kary cielesne, to, co dzisiaj nazywane jest autyzmem, było niezmiernie rzadkie i dotyczyło wyłącznie wyraźnie zaniedbanych dzieci. Trzeba powiedzieć wprost, że i dzisiaj autyzm dotyczy wyłącznie zaniedbanych brakiem dyscypliny dzieci.
2) należy być dla dziecka autorytetem. To jest, dziecko musi widzieć, że przeżywamy przygody. Choćby nieduże. Musi widzieć, na co reagujemy szczęściem, a na co żalem. Istotna jest w tym rola w szczególności ojca. Kobieta prowadzi życie zdecydowanie bardziej zachowawcze i brak w jej postępowaniu tej dynamiki ukazującej to, co dziecko winno jako obserwator doświadczać.
Jeżeli zaniedbamy w życiu dziecka punkt 1), będziemy mieli do czynienia u dziecka z ADHD. Jeżeli dodatkowo zaniedbamy 2) to zamiast ADHD, będziemy mieli do czynienia z autyzmem.